19 maja 2012

KULTURA 7







Mamy piosenkę na Euro 2012. Piosenka "Koko Euro spoko" zespołu Jarzębina wygrała w esemesowym plebiscycie na oficjalną piosenkę towarzyszącą polskim piłkarzom podczas Euro 2012. Dzień triumfu tej piosenki obwieszczono niemal dniem hańby narodowej. Dobra ta piosenka ale nie pasuje ona na tę imprezę. Skiba mówi że "Koko Euro spoko" wybrali emeryci i renciści. Twórca "Koko Euro Spoko" obawiał się, że plebiscyt może być ustawiony ale stało się tak jak miało się stać. Ten utwór mimo że przesiąknięty wiochą był najlepszy pod względem muzycznym. Pozostałe piosenki moim zdaniem były dużo brzydsze i nie wpadały w ucho od razu. Tylko co z tego że piosenka "Koko" wpada w ucho i da się słuchać skoro nie pasuje ona do poważnej imprezy międzynarodowej a tylko na wesela. U nas nadal wychodzi się z wiochą do cywilizowanego świata zamiast ze sztuką współczesną, rozrywkową. Najczęściej proponuje się Chopina, Pendereckiego, Mazowsze, jazz lub wiochę. Nadal muzykę rozrywkową uważa się jak zarazę. Jak zwykle zwalę winę na media gdyż to one kreują i narzucają społeczeństwu co jest dobre, co ma słuchać i oglądać, co jest modne i trendy. Dlatego mamy szajs do wyboru. Co dobre artystycznie to nie musi być zaraz dobre, do słuchania i do oglądania dla wszystkich. Skoro nie ma innego wyboru to trzeba mieć nadzieję że "Koko" się przyjmie jako piosenka towarzysząca naszym piłkarzom na Euro 2012. Co najwyżej będziemy się wstydzić wiochą przed innymi krajami. Wielu internautów i nie tylko uważa że twórcy muzyki nie komponują muzyki swej tylko zrzynają od innych twórców albo pomysły wpadają im przez okno i dlatego mają prawo ściągać oni ją z internetu za darmo. Przyczyną tej teorii, moim zdaniem były słowa Seweryna Krajewskiego który w wywiadzie radiowym mówił o sobie że pomysły na dobrą muzykę czerpie w zaciszu, przy otwartym oknie. Sam komponuję muzykę i wiem że każdy muzyk pomysły czerpie tylko z głowy. Są co prawda wyjątki które zrzynają z innych twórców ale są to rzadkie przypadki gdyż zaraz odzywa się właściciel pierwotny. Pamiętamy skandal gdy Madonna zrobiła plagiat i musiała go wycofać ze swego repertuaru. Natomiast Rod Stewart zażądał od jednego wykonawcy który zerżnął podkład z jego piosenki aż 70 % z zysków ze sprzedaży płyt. I dlatego nie warto zrzynać z innych a tylko samemu wymyślać swoją sztukę. Prymitywne wytłumaczenia internautów o pomysłach wpadających przez okno niech trafią do kosza bo przez okno tylko muchy wpadają. A gdyby nawet komuś wpadały jakieś pomysły przez okno to i tak właścicielem tych pomysłów jest ta osoba której tak się wydarzyło i tylko ona ma prawa do tantiemów.
Bonus : "Wróćmy zatem do Janusza Laskowskiego. Ten repatriant z Wileńszczyzny był fenomenem PRL-owskiej estrady. Amator i samouk długo doświadczał bojkotu mediów oraz wytwórni płytowych. Jego piosenki kolportowane były tylko przez prywatne firmy tłoczące pocztówki dźwiękowe. Mimo to "Beatę" i "Żółty, jesienny liść" podśpiewywało pół Polski. Zwłaszcza tej prowincjonalnej, choć Laskowski cieszył się również swoistym kultem wśród części ówczesnych młodych, miejskich freaków, postrzegających go jako przedstawiciela autentycznego (a nie tego cepeliowskiego) folkloru. W 1977 roku zaproszono muzyka w końcu na prestiżowy wówczas festiwal piosenki w Opolu. Jak się okazało: po to, by mu pokazać drzwi i powiedzieć: "won". Jury głosowało jawnie, wystawiając oceny od 0 do 10. Przy akompaniamencie ogłuszających gwizdów Laskowskiemu wystawiono upokarzające oceny bliskie zera. Przegrał sromotnie nie tylko ze śpiewającym Witkacego Markiem Grechutą, ale także z gromadą ówczesnych gwiazdek, których nazwiska nic dziś nikomu nie mówią". To jest własnie dyktat mediów które narzuciły społeczeństwu co powinno być dobre a co nie. Jury składało się z ludzi mediów i dlatego trudno było o obiektywizm w tym czasie. Wyjątkowo w tym czasie społeczeństwo bluźniło głośno media za tak słabą ocenę J. Laskowskiego. Lecz jego twórczość sama się obroniła i była najczęściej kupowana mimo tłoczenia jej na giętkim plastiku a nie na twardych longplayach. Rosjanie w tym czasie tłoczyli zakazane przez władze piosenki  na kliszach rentgenowskich. Zwijali je w rulon i przemycali pod bielizną do własnych mieszkań. Takie to były czasy za PRL-u kiedy muzyka rozrywkowa i jazz była piętnowana a Chopinem i klasyką zniechęcano społeczeństwo do słuchania radia.

Brak komentarzy: